Dziś rano spotkałam się z moim ex. Coś wisiało w powietrzu między nami. Jakieś nienazwane emocje podnosiły rozbudzone łby. Jeszcze moment i rzucilibyśmy się sobie do gardeł.
Zamiast tego wstaliśmy od kawiarnianego stolika nie czekając na zamówione śniadanie. I każde z nas poszło w swoją stronę.
Wróciłam do domu czując łzy po powiekami. Usiadłam na podłodze i rozpłakałam się. Z bezsilności, żalu i złości.
Znacie taki stan? Zdarzyło Wam się to kiedyś? Tak?
A wiecie, że to najlepszy moment na Trening Przyjemności?
Właśnie wtedy, kiedy boli tak bardzo, że macie ochotę przestać czuć w ogóle, zakopać się pod kołdrę i nafaszerować czekoladkami.
Kortyzol, hormon stresu sprawił, że moje ciało zesztywniało, gotując się do ataku lub ucieczki. Kiedy znalazłam się w domu, poczułam się bezpiecznie. Poziom kortyzolu zaczął opadać, ale nieprzyjemne napięcie w ciele pozostało.
Natychmiast poczułam senność. Zauważyłam jednak niespodziewanie, że w reakcji na senność uruchomił mi się zupełnie nowy mechanizm, jakby powtarzana milion razy mantra wreszcie zaskoczyła: przyjemność, Karo, przyjemność … czas na Trening!
Zaczęłam masować się od środka własnym oddechem.
Moje zesztywniałe ciało zaczęło się delikatnie rozciągać. Oczy wciąż same mi się zamykały ale zdołałam wklepać w wyszukiwarkę „very very gentle streaching” i znalazłam kilka fajnych filmików.
Rozebrałam się (do naga!), wyłączyłam dźwięk i zaczęłam się rozciągać, inspirując się filmikami.
Rozciągałam się delikatnie, aż do momentu kiedy czułam szczypanie i napięcie, wtedy oddychałam dalej i próbowałam łagodnie rozciągnąć się jeszcze trochę.
Wraz z oddechem płynęły emocje i łzy po twarzy. Nie z wysiłku, ale z ulgi. Otwierałam klatkę piersiową i serce, tak pełne uczuć, że zdawało mi się, że zaraz pęknie.
Powoli pojawiło się rozluźnienie w ciele, zaufanie, spokój i pulsująca przyjemność.
Oksytocyna i endorfiny wybiegły na spotkanie ostatnich oddziałów kortyzolu i odesłały je do domu.
Kiedy zaczynałam Trening Przyjemności nie miałam pojęcia dokąd mnie on zaprowadzi.
I wciąż się zaskakuję 🙂
Czuję, że wchodzę w jakąś zupełnie nową relację z moim ciałem. I cieszę się, że jesteście ze mną. Że mam się z kim dzielić tą niezwykłą przygodą.
Napiszcie, jak Wasze treningi? A jeśli Wam się podoba to co robię, polubcie tego posta, udostępnijcie przyjaciołom, skomentujcie, zaproście znajomych do wspólnych treningów.
Love
Wasza Karo